Późnym popołudniem wracamy do hotelu, gdzie po kąpieli i spakowaniu się idziemy jeszcze na obiadokolację. Na chwilę spotykam się jeszcze z Paulem, który wkrótce wyrusza do Kambodży. Tym razem wymieniamy adresy, telefony i maile. Bo to przypadkowe spotkanie po roku, w tym samym miejscu, to niesamowita historia i szkoda by było stracić kontakt, skoro los postanowił skrzyżować nasze drogi życia, raz jeszcze na drugim końcu świata!
Robi się ciemno, Sajgon pogrąża się w nocnym świetle latarni i niekończącego się ruchu ulicznego. To fakt, że nigdzie więcej nie widziałem tyle motocykli! An Nguyen przyjeżdża aby się z nami pożegnać. Na pamiątkę dostaję specjalnie dla mnie nagraną płytę z Wietnamskimi muzycznymi przebojami, oraz osobisty liścik...
Agnieszka i Piotr wzdychają ciężko, że już muszą wracać z wakacji. Żegnają się z Ann, z Sajgonem i Wietnamem. Zaczyna padać deszcz. Czy to przypadek, że na pożegnanie pada deszcz, a może Sajgon tak płacze za nami...? Odwożę taksówką moich polskich przyjaciół na lotnisko. Po drodze wspominamy wspólnie spędzony czas i przygody, które tu przeżyliśmy. Pomimo, że mamy dobre nastroje, to wszyscy wyczuwamy, że „coś” wisi w powietrzu. A może to poczucie, „że coś coś się kończy, a coś się zaczyna?”
Dojeżdżamy do lotniska. Tu nasza wspólna podróż się kończy. Moja przygoda trwa nadal... ;)